wtorek, 19 lipca 2016

Od Lavender C.D Drakath'a

- Kretynie, przed chwilą prawie zmasakrowałeś mi pysk! – Krzyknęłam poirytowana i dopiero teraz przyjrzałam się ogierowi, od którego postępku prawie dostałam zawału. Był cały czarny jak smoła i posiadał nieprzeciętne, pierzaste, a zarazem wielkie skrzydła. Imponująco zatrzepotał nimi i spojrzał na mnie zaskoczony. Poczułam lekki nacisk na moim kłębie. Przyleciała Qui… ku mojej uldze, przynajmniej ona doda mi trochę otuchy w tej nieco niezręcznej sytuacji. Drakath chyba uznał to za stworzenie niepożądane tutaj i próbował je przegonić. Nie mogłam dłużej tego znosić, że mój towarzysz, musi co chwilę wzlatywać, aby nie zostać potrąconym za pomocą pegaza.
- Masz coś do Queen? – Spytałam oschle, dając mu do zrozumienia, że ona trzyma się ze mną. Na szczęście ta zignorowała idiotyczne zachowanie ogiera.
- Znasz to coś?
- Po pierwsze, to kruk. Po drugie, tak, jest moim zwierzęciem i zezwalam, by przesiadywała na moim grzbiecie – Odparłam, próbując zachować jak najspokojniejszy ton głosu. Mimo wszystko dało się w nim usłyszeć nutkę zdenerwowania. Nie lubiłam, gdy ktoś naruszał, może nie do końca, moją własność, a przynajmniej coś, co wiązało się ze mną i było pod moją opieką. Grzebałam niespokojnie kopytem w ziemi, czekając, aż ten „dżentelmen” coś powie. Nie doczekałam się niczego, ten wpatrywał się tylko we mnie. Nie żegnając się, bez najmniejszego gestu, ruszyłam stępem w swoją stronę – to znaczy się gór. Qui uniosła się i leciała powoli koło mnie. Czułam spojrzenie Drakath’a na mnie. Postanowiłam to zignorować. Miałam ochotę odciąć się od całej tutejszej końskiej społeczności i pogadać na osobności z moim krukiem, któremu mogłam powierzyć wszystko. Miałam do niego bezgraniczne zaufanie. Znałyśmy się zaledwie tydzień, ale wiedziałyśmy wszystko o sobie i stworzyłyśmy między sobą dużą więź. Nagle, przed nami, pojawił się wilk, który zaczął na mnie warczeć. Promienie słoneczne ‘odbijały’ się od jego jasnej sierści. Nie była ona biała, lecz szara. Jego przenikliwe spojrzenie lekko mnie zaniepokoiło. Miał nie więcej, niż cztery lata, może coś około trzech. Był na pewno dość młody. Bezpiecznie go ominęłam, ale ten rzucił się za mną w pogoń. Ruszyłam galopem, a ten biegł szybciej. O co mu chodziło? Moja towarzyszka tylko wzniosła się wyżej i leciała również z większą prędkością. Zniżyła na chwilę lot.
- To zwierzak tego pegaza, on się tylko tobą bawi. Wymieniają ze sobą spojrzenia, więc to prawie pewne, nie powinien ci nic zrobić – Szepnęła, więc zatrzymałam się i pozwoliłam, by usiadła na moim grzbiecie.Stworzenie szybko to spostrzegło i chodziło wokół mnie. Przewróciłam tylko oczami. A jeśli Queen nie miała racji? Co jeśli jednak ten wilk woli nie schwytać mnie dla swojego pana, a za to wziąć mnie za swój posiłek? Dla mnie najlepszym rozwiązaniem chyba będzie uspokojenie się. W rzeczywistości po paru minutach drapieżca stał przede mną, wpatrując się w punkt za mną. Obok mnie pojawił się Drakath. – Skąd wiedziałaś? – Zapytał ponuro, niezadowolony, że nie nadałam się tak mocno nastraszyć. Chyba próbował się odegrać, za nazwanie go kretynem.
- Kruki są bardzo inteligentnymi ptakami… tak, jak gdybyś nie wiedział – Rzuciłam mu spojrzenie i uśmiech z serii „Widzisz… bo ja zawsze mam rację” i zadowolona z siebie znów podążyłam w stronę gór.
- Czekaj – Usłyszałam głos za sobą.
- Co znowu? – Tym razem to ja zadałam pytanie, modulując mój ton tak, żeby było widać, że mówię to niechętnie i wolę już sobie pójść.
< Drakath? Połowa mojej weny twórczej gdzieś się ulotniła, więc opowiadanie nie wyszło najlepiej, ale nie najgorzej c: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz